Rozmawiał Piotr Iwicki 12-11-2002
Piotr Iwicki: Wasz nowy album nawiązuje do ostrzejszych brzmień, które charakteryzowały Pearl Jam na początku.
Mike McCready, gitarzysta PJ: Teraz wiele zespołów gra złagodzonego rocka. Są też takie, które łączą brzmienia typowe dla tej muzyki z elementami hip hopu i rapu. Gdy zastanawialiśmy się, jak powinien brzmieć "Riot Act", ktoś powiedział, abyśmy zagrali jak dawniej. Ostre gitarowe riffy, mocna perkusja, potężna ściana dźwięku. Nie chcemy być elementem w układance spod szyldu MTV.
Czy Wasze teksty są muzyczną gazetą?
- Można tak powiedzieć, chociaż to na pewno nie dziennik. Od początku mówimy o rzeczach aktualnych i ważnych. Nie śpiewamy wyłącznie o miłości.
O Seattle mówi się, że to koniec świata. Dlaczego akurat tam klimat sprzyja rockowi?
- Koniec świata? Coś w tym jest. Seattle słynie z samolotów i przemysłu informatycznego, rock to socjologia, a nie biznes. Gdy siedzisz gdzieś z boku, masz do wszystkiego dystans. W Nowym Jorku czy Los Angeles ciągle ktoś by nas pouczał, a tak siedzimy na tym zadupiu i gramy swoje...
...żyjecie niegwiazdorsko, chodzicie bez ochrony, przesiadujecie w pubach.
- Nie jesteśmy Madonną czy Ricky Martinem. Nasze miasto daje nam poczucie anonimowości, bo jesteśmy normalnymi ludźmi, a gwiazdorski szpan to często wymysł producentów i speców od wizerunku. Nieprzystępność szkodzi muzyce. Nie możesz grać dla ludzi i być odizolowany od ich problemów i radości.
Czy rockers musi kontestować, bo inaczej traci wiarygodność?
- Rock u zarania był muzyką buntu, jego brzmienie jest mocne, więc nie może w warstwie tekstowej być o niczym. Nie demonizowałbym jednak kwestii, że rock odmienił świat. Świat zmienia się pod wpływem ludzi. Indywidualności w tej muzyce było kilka i to one dały znak, że można muzyką docierać do świadomości. Okazało się, że kilka wyśpiewanych od serca słów może uczynić więcej niż medialne kampanie. Zwłaszcza młodzi wierzą swoim idolom. Niestety, taka ślepa miłość doprowadza do automatycznego przyjmowania postaw. Muzycy ponoszą odpowiedzialność za to, o czym śpiewają i jak żyją. Gdy jesteś osobą publiczną, musisz uważać na to, co robisz i tym bardziej musisz mówić głośno, że narkotyki to gówno. I ja to mówię.
Ale mówisz to teraz z perspektywy własnych nie najlepszych doświadczeń.
- Odeszło zbyt wielu znakomitych ludzi, którzy przegrali z własną słabością. Gdy ktoś próbuje narkotyków jako dorosły, wie, że to są niebezpieczne iluzje. Młodzi nie mają dystansu i brną znacznie szybciej w narkotyczny sen niż ludzie dojrzali. Ale koniec jest często ten sam - śmierć.
Podobnie mówią Wasi koledzy z Red Hot Chili Peppers.
- Nasze składy przenikały się, ktoś grał tu, potem tam. Zagraliśmy wiele wspólnych tras koncertowych. Pearl Jam i Red Hot Chili Peppers chyba się uzupełniają.
Ciągle czekamy w Polsce na przyjazd RHCP, może wpadniecie razem? Wasze koncerty w Katowicach 15 i 16 czerwca 2000 r. wielu bardzo dobrze wspomina. A Wy?
- Pamiętamy je świetnie, niestety nie najlepiej. Pierwszy był jednym z najgorszych, jakie zagraliśmy, drugi zaliczamy do tych najlepszych. Cóż, nie zawsze jest tak, jak by się chciało. Tym bardziej powinniśmy do was wrócić.
Rozmowa z Mike'em McCreadem, gitarzystą Pearl Jam
Najnowszy album słynnej rockowej formacji Pearl Jam "Riot Act" miał w poniedziałek premierę światową, u nas się ukazał we wtorek.