Wydawca: Pearl Jam/BMG
Data wydania: 26.07.2004
Recenzja z Nuta.pl
Na każdy studyjny album tego zespołu przypada już conajmniej 20 oficjalnych bootlegów koncertowych. To najwyższa tego typu średnia na świecie. Bez dwóch zdań. Dlaczego zatem Pearl Jam zdecydował się wydać kolejny album koncertowy? Z dwóch powodów: po pierwsze, część zysku z jego sprzedaży zasili konto organizacji pomagającej bezdomnym dzieciom i młodzieży w Seattle, a po drugie, fani tego zespołu kupią wszystko co tylko Vedder i spółka wydadzą. Nie wyłączając mnie. Kłopot jednak w tym, że kolejne wydawane koncerty niewiele się od siebie różnią. Dlatego ten miał być inny: nagrany w sali, w której na co dzień gra orkiestra symfoniczna, w większości akustyczny, wyjątkowy.
Nie do końca to się udało. Nie jest to bowiem ani typowe unplugged (nie do porównania z koncertem dla MTV), ani też jakiś superwystęp. Przynajmniej dla słuchacza znającego go z CD.
Repertuar został dobrany tak żeby było spokojnie i składa się w większości z utworów, które w oryginalnych wersjach również ocierają się o akustyczne aranżacje. I to jest mój największy zarzut. Oprócz "Lukin", "Masters Of War" Boba Dylana (znanego zresztą wcześniej z bootlegów), wspaniałej wersji "25 Minutes To Go" Shela Silversteina z repertuaru Johnny Casha, Pearl Jam niczym mnie tu nie zaskoczył. Jest przecież tyle utworów, które muzycy tej grupy mogli zagrać czyniąc z tego koncertu naprawdę wyjątkowe show. Ale nie zagrali.
Słucha się tego dobrze, bo to zawsze przecież Pearl Jam, ale niedosyt pozostaje.
Autor: Miłosz Habura