Chorzów, 13. czerwca 2007




Tak miała wygladać setlista....



No co ja będę dużo pisał - koncert wypadł GENIALNIE;) Niezapomniane wrażenia na całe życie! Coma całkiem miłe zaskoczenie - było czego posłuchać; Linkin Park przeczekałem i wreszcie się zaczęło. Eddie przywitał się po polsku i w naszym języku wyprodukował kilka zdań kończąc, że przez resztę koncertu będzie mówił po angielsku, bo nie chce być jak pięcioletnie dziecko;) Wokalista doskonale pamiętał ostatni koncert w Polsce oraz pytał, kto był. Niesamowity szacunek dla fanów i spore poświęcenie!
No ale zaczęło się - koncert otworzył znakomity kawałek "RVM", jeden z moich ulubionych. Później same dynamiczne utwory w świetnych, mocnych wykonaniach - m.in. "Lukin", "Animal", "Leatherman", "Even Flow", "Spin the Black Circle" , później "Given to Fly" oraz utwory z najnowszej płyty: "World Wide Suicide", "Comatose", "Severed Hand". Dynamiczne rockowe piosenki przeplatały te bardziej liryczne - "Nothingman" czy "Black". Znaczące było wykonanie "Jeremy" - publiczność długo wywoływała na scenę zespół motywem z tego utworu. Raz Eddie podszedł do publiczności i poprosił jedną fankę o to, aby wybrała piosenkę. Zdecydowała się na "Whipping", wokalista wraca na scenę i od razu mocne uderzenie! Najlepszy kontakt zespół nawiązał oczywiście przy "Daughter", gdzie Eddie wykrzykiwał jakiś motyw, a publiczność próbowała powtórzyć. Piosenka ta przekształciła się, jak siedem lat temu, w "Another Brick In The Wall" Pink Floyd, ale tym razem twórczo zmienionej - "Bush, zostaw w spokoju Amerykę!". Przez cały koncert wyczuwalna była więź zespołu z publiczności, wzajemna relacja i szacunek. Moim zdaniem klasę zespołu poznaje się po występach na żywo, a Pearl Jam ma z nich 6+!
Koncert z pewnością zapamiętam na całe życie. Teraz pozostaje czekać na kolejny, ale optymistyczne jest to, że Eddie obiecał, iż już nie karze na siebie czekać aż 7 lat. Ja trzymam za słowo;) Tym czasem trzeba jakoś przetrwać do 25 czerwca, kiedy to ukazuje się 7-płytowy koncertowy album zespołu. Toż to godzin słuchania kilka tysięcy;)

Krzysiek z Krakowa




Siedziałam na ramionach kolegi, gdy Eddie śpiewał "Black". To było coś niesamowitego, gdy trzydzieści tysięcy ludzi nuciło końcową melodię tej ballady tururutu-tururu...
Ta melodia niosła się po całym stadionie. Patrzyłam w ekran, gdy Eddie krzyczał "but why, why, why can't it be, oh, can't it be mine?!". Robił to z tak niesamowitym wyrazem twarzy, jakby naprawdę rozstawał się z nią, jakby śpiewał to po raz pierwszy.
Było fantastycznie, grunge's not dead.

flov




Na stronę trafiłam przypadkiem, szukałam jedynie jakiś nowinek z koncertów. Jednak weszłam. I dlatego, też postanowiłam podzielić się swoim zdaniem. Mam zaledwie 17 lat a wczorajszy koncert wywarł na mnie ogromne wrażenie. Grający na początku Linkin Park wywarł na mnie mieszane uczucia. Zgodzę się, że odtworzyli wszystkie utwory zgodnie z tym co znajduje się na płycie (nie jestem wielką fanką, jedynie przygotowałam się do koncertu, by nie stać jak przysłowiowy "słup soli") i niech będzie im za to chwała. A ludzie? Zwyczajnie stali i słuchali, co druga osoba kiwnęła głową w takt muzyki (lub też nie).
Jednakże, gdy na scenie pojawiła się część zespołu Pearl Jam publika jakby ożyła. Dekoracja się zmieniła, światła zgasły a pojawiły się kolorowe reflektory. Siedzący ludzie nagle wstali. Zrobił się hałas, a gdy nareszcie pojawił się Eddie Vedder wszyscy wpadli w szał. Nie wspomnę już o jego gorącym i jakże polskim przywitaniu. Kolejne utwory... ludzie wręcz płynęli w rytm muzyki wydostającej się ze sceny (zresztą nie ma co się dziwić) ! Koncert, to jakby ciągła piosenka ( zasługa perkusisty,). Kontakt z wokalisty z publiką...wspólne śpiewanie. Okazuje się, że Polacy potrafią zachowywać się w wspaniały sposób, inni mogą nam pozazdrościć, w jaki sposób możemy się "bawić".
Coś pięknego. Pierwszy raz byłam na koncercie Pearl Jamu i jestem zafascynowana. Muzykę znałam oczywiście wcześniej. Jednak nagranie z płyty słuchanej w domu "nie umywa się" do koncertu. Coś wspaniałego. Brak mi słów!


Zdjęcia:

grimalkin@op.pl




doncziczio76@o2.pl




No więc wreszcie, udało mi się znaleźć na tym koncercie. Generalnie postanowienie było od początku takie, wbijam się na Comę, kimnę się na linkin park, bo miałem wracać do Warszawy samochodem i dajemy czadu na Pearl Jam. Jak wymysliłem, tak zrobiłem poza snem. Nie udało się usnąć ponieważ tuz za plecami miałem zgraję DECYBELUJąCYCH się gimnazjalistów w liczebności ok. 60 osób. Przez pewien moment większe emocje wywoływali oni niż chłopaki z linkin p. Co dziwne, zapłaciwszy przynajmniej 130 za ten koncert po zejściu ze sceny linkin p cała ta grupa zniknęła. No cóż, bez komentarza. Pearl Jam zaplanowani na 21:00 wyszli troche później, ale to nawet lepiej, bo światełko było już bardziej nastrojowe. Zaczęli. Ciary na plecy przy pierwszych słowach z ust Eddiego, włączyłem do tego swój wokal w nadziei, że przy takim tłumie nikt nie usłyszy...no i przy kawałku World Wide Suicide lekko się zawiodłem...słyszałem sam siebie! Chyba jeszcze nie wszyscy oswoili się z tekstem nowych kawałków, które wg mnie są naprawdę dobre. Byłoby idealnie, gdyby nie koleś z obsługi oświetlenia, który zapalił na koniec koncertu oświetlenie stadionu zbyt wcześnie, zanim tłum zmusił chłopaków do ponownego wyjścia na scenę i zaśpiewania przynajmniej Alive na który czekałem 4 miechy. No cóż, może poprostu ja czegośnie wiem, nie wiem np. że, nie muszą tego zaśpiewać wszędzie, że Last Kiss też nie musi się pojawić, nie wiem, że jakiś durnowaty kolo z włącznikiem może rządzić kilkudziesiącioma tysiącami ludzi i może powiedzieć im "spadajcie do domu"!!! eeeeeeeech. Muszę się wybrać do Londynu chyba. Może tam publika nie da ciała.

Robert




Siedząc teraz i słuchając ‘Leatherman' Pearl Jam'u mogę już tylko wspominać cały środowy dzień.
Co wydarzyło się właśnie wtedy? Spełniło się moje ponad dwuletnie marzenie, kiedy to zobaczyłam prawdziwą gwiazdę, moją gwiazdę pod chorzowskim niebem - mój Pearl Jam, który swoją muzyką prowadzi mnie przez życie.
Poznałam wspaniałych, najwspanialszych ludzi na ziemi, we wszechświecie.Usłyszałam muzykę, jakiej nie ma nigdzie indziej na ziemi, muzykę Pearl Jam'u. I co czułam? Z jednej strony podczas gdy Eddie śpiewał, chciałam zamknąć oczy i z nimi śpiewać - z drugiej patrzeć na nich, chłonąć muzykę całą sobą, całym umysłem i sercem.
Widziałam zespół swojego życia i ten dzień zapamiętam do końca moich dni, najpiękniejszy dzień, jaki mogłam przeżyć i jaki przeżyłam. A znowu dzięki komu? Dzięki Pearl Jam'owi.
Ciekawa jestem jak im się odwdzięczę. To co mogę zrobić, to słuchać ich i mówić o nich światu.
Dziękuję, że jesteście.
Że gracie.
I że istnieją jeszcze ludzie, tacy jak ja, z którym dogadałam się w jednej chwili. A to muzyka nas połączyła - ich muzyka.

Ania z Radomia




Przeczytałam sobie opis wrażeń z koncertu innych osób i sama też postanowiłam cos napisać. Zwłaszcza, ze był to pierwszy koncert Pearl Jamu na jakim była (niestety na koncertach 7 lat temu, ani na żadnym zagranicznym nie dane mi było być). Pierwszy zespół (nie pamiętam nazwy)... hmm... to chyba był po to, żeby można było zająć miejsca przy ciekawszej muzyce, niż ta, którą puszczano między kolejnymi zespołami. Potem Coma... nawet dali radę i trochę rozruszali tłum (a przynajmniej tę jego część, która była już na stadionie). Linkin Park... no cóż, ja wielką fanką tego zespołu nie jestem, więc posłucham go przez około 20 minut, a potem poszłam nas piwo :). No i w końcu, po ponad półgodzinnym przygotowywaniu sceny doczekaliśmy się :) (w pewnym momencie za stadionem pojawił się balon, ale chyba nie mógł wystartować i kilka osób zaczęło podejrzewać, ze to chłopaki z Pearl Jamu w nim siedzą i dlatego nie ma ich jeszcze na scenie...:P). Zaczęło się... Trzy piosenki z rzędu i to przepiękne przywitanie :) Biedny Eddie, strasznie się męczył z tymi kilkoma zdaniami, ale chwała mu za to, że dał radę i się nie poddał :). Koncert był niesamowity! Choć mogli pograć jeszcze z pół godziny dłużej... no ale dobre i tyle ile było. Rzeczywiście ten koleś od świateł dał w trąbę! Chyba nigdy nie był na takim koncercie i nie wie, że na bis krzyczy się jak długo się da, a nie od razu zapala się światła i tym samym "każe" iść do domu!
Najbardziej w zespole podoba mi się to, ze maja niesamowity kontakt z publicznością i tym samym zjednują sobie fanów :). Było naprawdę fantastycznie! Mam nadzieję, ze Eddie dotrzyma słowa i nie będziemy musieli na następna ich wizytę czekać 7 lat! Pozdrawiam wszystkich serdecznie i do następnego koncertu Pearl Jam :)

Karolina




tarzanek




prince.haakon@gmail.com







jakubzubilewicz@wp.pl




Od dawna czekałam na ten koncert. Nie zawiodłam się, był wręcz piękniejszy niż mogłam to sobie wyobrazić. Od samego początku wzruszał, był magiczny, nawet czekanie na dżemików było jakieś takie urocze. Mimo pani za mną, narzekającej na to, że jest za głośno i brzydko pachnie, mimo pana obok, przytulającego mnie i z niewiadomych przyczyn miziającego mnie po twarzy i podpalającego papierosem, mimo słabego nagłośnienia, mimo tego, że publicznoś lekko zaniedbywała Mike, Stona, Jeffa, Matta, jakby skupiając się tylko na wokaliście. Pierwsze dŸwięki RVM, pierwsze słowa Eddiego, wywołały okrzyki szczęścia, oklaski uznania, łzy wzruszenia i pierwszą fale dreszczy. WyraŸnie można było odczuć tę wyjątkową energię miedzy publicznością, a Pearl Jam. Publiczność oszalała, PJ się wczuli, po prostu wyczuwało się w powietrzu ich poświęcenie, szacunek... Stare, dobre żywiołowe kawałki, genialne nowe. I wreszcie uniósł się baryton Eddiego w boskim Black, tysiące ludzi nucących razem z Edwardem; pełne emocji "We.. we belong together!"; Taa.. we belong together mister Vedder, Pearl Jam ;) Jeremiasz przemówił. Tradycyjnie zwrot do pana Busha. I zupełnie niesamowite Indifference, przy którym Eddie myląc się uroczo przewrócił oczkami, a grupa nadal grała. Ed dał wino publiczności, pomachali, wyszli, światła zapaliły się, poczułam się jakby wyrwano mnie z pięknego snu... Tyle, że nie ja jedyna śniłam, tysiące ludzi spało ze mną, w tym panowie z PJ ;) Niedosyt czuję.

Crazy Mary




Witam fanów PJ! mam na imie Kamil , juz kiedys pisalem o koncertach na ta ciekawa strone . 12 czerwca dane mi bylo wybrac sie z UK na "polski" koncert ulubionej kapeli. 13go stawilem sie w Katowicach , tam odbiór wspanialej kumpeli Agi , kilka wzmocnien procentowych i jazda na Chorzów :) Przyznam ze nie za bardzo mi pasowalo polaczenie Linkin Park i PJ na jednej scenie ,ale jak sie potem okazalo wyszlo fajnie. Linkin widzialem kilka dni wczesniej na Download Festival i wypadli dobrze ,wiec mialem nadzieje ze w Polsce bedzie podobnie. I bylo. Przebilismy sie przez wielki tlum prawie pod sama scene. Bylo bardzo goraco. Gdy Eddie wyszedl i reszta na scene wrzask byl niesamowity. Poczatek czyli Rearviwemirror to naprawde wspaniale wejscie , a potem kilka cudnych szybkich kawalków m.in.Animal , Hail Hail , po kilku utworach bylismy juz w stanie ...state love and trust . Pot sie lal z kazdego ,a niektórzy wolali do zespolu "slow down" . Potem zespól troche zwolnil ,ale nie na dlugo. Podobal mi sie I am Mine , doczekalem sie wreszcie Lukin , ukoachanego Even Flow , State Of Love And Trust . Dobrze ze bylo Spin In The Black Circle ,bo ludzie wtedy wyjatkowo szaleli. potem oczywiscie bisy , a w nich wspanialy Daughter ze wstawka Pink Floydów (tego sie nie zapomni gdy tlum spiewa te teksty :) a Whipping , Black , Jeremy juz mnie zabilo calkiem. A na koniec ucieszylem sie ze zakonczyli Indiferrence poniewaz bardzo lubie ten kawalek. Bylem na wielu koncertach ,ale nie zawsze pod scena. Tym razem nie zaluje ze stracilem koszulke ,która wyladawala na scenie a poobijane lokcie przez kilka dni mi przypomnaly ze bylem na zesple który kocham , wsród ludzi którzy stworzyli najwspanialsza atmosfere i moc muzyki która zostala przekazana przez zespol zostala w nas wszystkiach. Wspanialy koncert kultowego zespolu , czekam na kolejny wizyty "naszego" cudownego bandu na polskiej ziemi! A kilka dni potem mialem bilet na Pearl Jam w Londynie. Tym razem wyjazd do stolicy swiatowej muzyki rocka przypadl mi z przyjacielem Przemkiem , takze milosnikiem twórczosci PJ . Gdy dotarlismy pod hale bylo juz sporo fanów w kolejkach , towarzystwo z calej Europy a nawet spoza. Hala Wembley Arena zrobila na mnie duze wrazenie , typowy obiekt na koncerty , taki obiekt przydal by sie w naszym kochanym kraju. Zroblismy "maly" numer i ominelsimy dwie brygady ochroniarzy i przez barierki dostalismy sie na plyte, troche to trwalo , no ale do odwaznych swiat nalezy :-) przed PJ - Idlewild , nizele grali ,ale mam nadzieje ze bedzie z nimi jeszcze lepiej. A potem Pearl Jam! Zaczeli tak jak w 2000 w Katowicach od Long Road i rzeczywiscie potem to byla dluga droga. W podstawowym secie m.in. Grievance , Given To Fly , Faithfull , Green Disease , Present Tense , SOLAT , Why Go , Porch ...czy trzeba czegos wiecej ? Bylo cudownie . Eddie naprawde wspaniale spiewal , cos palil :) pil wino ,sporo rozmawial , reszta muzyków widac bylo ze z calego serca byla zangazowana w granie tych wszystkich klasyków. Bisy takze wyszly wspaniale , bo Crazy Mary , Evolution i Alive (przy którym Ed patrzyl na mnie i spiewalismy refren..naprawde tak bylo) :) to wspaniale zestawienie na koniec pierwszego bisu. A na koniec No More , Bushleaguer , RINFW oraz jak w Polsce - Indifference. To dla mnie byl koncert zycia , w Chorzowie bardzo mi sie podbalo ,ale koncert londynski jeszcze bardziej dal mi do zrozumienia ,ze kiedys trzeba jechac za tym zespolem w trase. Bo to byla prawdziwa muzyka prawdziwego szczerwgo zespolu, który naprawde w prosty sposób tworzy wiez pomiedzy nami wszystkimi. Dla takich koncertów warto zyc i czekac na nastepne...
Goraco pozdrawiam wszystkich fanów ! PEARL JAM - THEY STILL ALIVE !!!
ps. a niedawno dostalem na urodziny najwspanialszy prezent...kubek , zwykly kubek na herbate a na nim Ja , Aga i Eddie z chorzowskiego koncertu. Dzieki Aga za pomysl i checi! To bylo wspaniale. jeszcze raz calus..


Kamil Salek, Jedrzejów